Wyścig zbrojeń wkroczył do komórek

Nie jest tajemnicą, że w branży komputerowej od dawna toczy się ciągła rywalizacja pomiędzy pracownikami odpowiedzialnymi za zabezpieczenia a twórcami szkodliwego oprogramowania. Przedstawiciele producentów programów antywirusowych lubią używać słownictwa militarnego i mówią przy tej okazji często o wyścigu zbrojeń. Niezależnie bowiem od tego, jak szybko powstają nowe zabezpieczenia, hakerzy odpowiadają równie szybkimi postępami w ich omijaniu.

Ostatnio coraz śmielej wkraczają na nowy front w tej walce, czyli atakują telefony komórkowe. To nie dziwi, bo cyberprzestępcy aktywnie szukają nowych źródeł pieniędzy, a dane wykradzione z komórek coraz częściej mogą je zapewnić.

Firma McAfee, specjalizująca się w technikach bezpieczeństwa informatycznego, przeprowadziła na przełomie roku badanie wśród 200 operatorów sieci telefonii komórkowej z całego świata. Aż 83% ankietowanych firm przyznało, że ich klienci stali się w minionym roku celem jakiegoś „mobilnego” ataku, a klienci połowy firm byli atakowani co najmniej raz w ciągu ostatnich trzech miesięcy. McAffe oceniło, że do końca ubiegłego roku na rynku pojawiło się 350 wirusów mobilnych. Ta liczba jednak szybko rośnie.


Użytkownicy komórek i palmtopów muszą się liczyć z tym, że coraz częściej będą celem inwazji hakerów


Jak oceniają przedstawiciele producentów antywirusów, w ciągu pierwszych miesięcy 2007 r. zwiększyła się już do około 400.

Po raz pierwszy hakerzy zaatakowali aparaty komórkowe w czerwcu 2004 r., kiedy ujawnił się pierwszy w świecie wirus na telefon komórkowy o nazwie Cabir. Za cel obrał sobie komórki z systemem Symbian (najbardziej rozpowszechnionym) i rozprzestrzeniał się przez moduł komunikacyjny Bluetooth. Na szczęście nie czynił większych szkód. Infekcja Cabirem (plik z wirusem pojawiał się w skrzynce z wiadomościami) powodowała tylko szybsze zużycie się baterii w aparacie. Było to spowodowane ciągłym inicjowaniem połączeń Bluetooth, bo wirus starał się rozprzestrzeniać na inne telefony.

Od tamtego czasu aktywność komórkowych hakerów z miesiąca na miesiąc rośnie. Nie należy się temu dziwić, bo w bieżącym roku na świecie zostanie sprzedanych ponad miliard nowych aparatów komórkowych. Urządzenia te są coraz bardziej zaawansowane technologicznie. Coraz popularniejsze staje się korzystanie z Internetu przez komórkę. – To już nie komórki, ale prawdziwe komputery multimedialne – mówił o swych najnowszych modelach E90 Communicator czy N77 podczas tegorocznego kongresu GSM w Barcelonie prezes Nokii, Olli-Pekka Kallasvuo. A to oznacza, że przechowywane są tam coraz cenniejsze dane: kontakty, dokumenty firmowe, korespondencja. W zeszłym roku pojawiły się pierwsze mobilne wersje programów szpiegujących (spyware), za pomocą których hakerzy starają się wykradać poufne dane z naszych komórek i palmtopów, np. gdzie dzwonimy czy treść przesyłanych informacji tekstowych. Można się też spodziewać, że niebawem nasze komórki dosięgnie plaga od dawna znana w świecie komputerowym, czyli spam (są to zazwyczaj niechciane maile o charakterze reklamowym, zalewające elektroniczne skrzynki pocztowe).

Wzrost aktywności hakerów to poważny problem dla operatorów komórkowych. Z badań McAffe wynika, że boją się oni, iż na skutek tego może się znacznie pogorszyć wizerunek ich marki, co skłoni klientów do zmiany dostawcy usług – aż 80% ankietowanych wyraża taką obawę. To sprawia, że są oni coraz bardziej skłonni do wydawania coraz większych sum na zabezpieczenia przed takimi atakami. Według McAffee w zeszłym roku dwukrotnie zwiększyło się wśród nich grono tych, którzy rocznie na tego typu zabezpieczenia wydają co najmniej 200 tys. USD.

W tym wyścigu zawsze jednak sprytniejsi będą hakerzy. Takie jest bowiem prawo biologii. Drapieżniki, aby przetrwać, muszą mieć większe szanse na zdobycie pożywienia, niż ich ofiary na uniknięcie śmierci. W wyścigu ewolucyjnym drapieżniki są zawsze o krok do przodu i mają niewielką przewagę nad gatunkami będącymi ich ofiarami.