Rozmowa przeprowadzona podczas VII Forum BMC, 28 października 2008 r.
Peter Armstrong, Corporate Strategist for BMC Software, Inc. W BMC Software pracuje 22 lata, odpowiada za kontakty biznesu z IT. Współpracuje z European Management Team. Pomaga przedsiębiorstwom rozwijać strategię BSM (Business Service Management).
Rok temu, oceniając pozycję Polski pod względem informatyzacji na tle innych krajów Europy, mówił pan, że Polska została nieco z tyłu, ale szybko nadrabia i w ciągu roku czy dwóch powinna dogonić inne kraje. Jak ocenia pan naszą obecną sytuację?
– Teraz jest bardzo ciekawie. Polsce lepiej niż reszcie świata udaje się unikać kryzysu, choć powoli kryzys usiłuje się do niej zbliżyć, krąży wokół. Polska jest w lepszej sytuacji niż rok wcześniej, udało jej się uniknąć po drodze pewnych pułapek, ale… świat jest w dużo gorszej kondycji.
Za to podczas każdej wizyty w Polsce jestem zaskoczony, że szefowie działów IT w tak dużym stopniu są świadomi istoty biznesu. Większość informatyków na świecie emocjonuje się samą techniką, koncentruje wyłącznie na sprawach IT. Dla nich rozwiązaniem każdego problemu dotyczącego IT jest… zakup kolejnego sprzętu IT.
Tymczasem kierownictwo działów informatycznych w Polsce myśli, jak z tego, czym dysponują, wycisnąć jeszcze więcej. Spotkałem tu wielu szefów działów IT, którzy mają ścisłe kontakty z biznesem. Dla mnie to podstawa przyszłego rozwoju.
W ostatni weekend wymyśliłem nowe hasło: dział IT musi być FIT. FIT oznacza informatykę finansową (Financial IT), a po angielsku „to be fit” znaczy „być w dobrej kondycji”. Wszystko, co robi dział IT, każdy najmniejszy element informatyki musi być napędzany siłami biznesowymi, finansowymi.
Cztery miesiące temu jadłem w Polsce obiad z szefami działów IT. Wszyscy byli o wiele bardziej świadomi biznesowych aspektów ich działania niż to odnotowałem na świecie. Dawniej szef IT (CIO) był informatykiem. Obecnie większość z nich to biznesmeni, ekonomiści. 80% CIO uczestniczących w obiedzie to byli ekonomiści. Nie wiem, czy taka sytuacja jest typowa w Polsce, ale to dobre wieści.
Czytelnicy MSI to kadra zarządzająca przedsiębiorstw z sektora przemysłowego. W dzisiejszych czasach powszechnej konsolidacji – na skalę nawet światową – przedsiębiorstwa borykają się z problemem łączenia różnych struktur, różnych strategii działania, różnych systemów IT pomagających w zarządzaniu. W takich przypadkach rozwiązania BMC powinny być bardzo przydatne…
– Konsolidacja to dla nas cudowna sprawa. Zmusza ludzi do zatrzymania się i zadania sobie różnych pytań. Na przykład, dlaczego używamy 50 różnych wersji systemów operacyjnych, kiedy moglibyśmy używać np. trzech?
Niedawno czytałem wspaniałą książkę „Ogród technologiczny”. Zjawisko konsolidacji można porównać do opieki nad wielkim ogrodem, w których jest 50 pięknych zakątków, ale nie ma wspólnego wątku. Sensownie do tego podchodząc, należałoby na początek powiedzieć: „stop”. Najpierw trzeba wprowadzić normy, ujednolicić. Nie stać nas na utrzymanie wszystkiego. Istotne jest pytanie, czego potrzebujemy do prowadzenia działalności, a nie – co chcielibyśmy utrzymać.
BMC lubi takie problemy. Nie pytania w rodzaju: czy macie najwspanialszą technologię, ale konkretne, np.: mamy dwa systemy A i B, który z nich daje większe zyski? W ten sposób dochodzimy do sedna. Największym problemem w procesie konsolidacji są ludzie. Trzeba zmienić ich sposób działania, ich tok myślenia. Zmiana mentalności w informatyce jest najtrudniejsza. Stosowane są różne metody, ale nie każda się sprawdza.
W Anglii mówimy, że trzeba używać kija i marchewki. Jednym z kijów jest IT.
Wzrost popularności architektury SOA czy modelu SaaS powinien napędzać rozwój technik oferowanych przez BMC…
– Model SaaS (Software as a Service) jest bardzo atrakcyjny: za abonament kupuje się konkretną usługę. Oferujemy go powszechnie, to część naszego biznesplanu. Jeśli ktoś chce kupić oprogramowanie w tym modelu, należy tak mu je sprzedać.
Natomiast SOA (Service Oriented Architecture) to ciągle ciekawy problem. Gdybym poprosił 300 osób o definicję SOA, otrzymałbym 300 różnych odpowiedzi. Dla nas SOA oznacza, że stare, monolityczne aplikacje są przestarzałe, martwe. Teraz tworzy się małe aplikacje, które za pośrednictwem odpowiednich interfejsów współpracują ze sobą.
Z modelu SOA wypływają dla BMC dwie korzyści. Po pierwsze – w tym modelu można szybciej opracowywać rozwiązania. Po drugie – istnieje udokumentowany zestaw interfejsów, które można narzucić programistom. Tu zaczynają się oszczędności dla klientów.
Podczas prezentacji na Forum BMC opowiem o „data center of the future” „ośrodkach przetwarzania przyszłości”. W tej przyszłości sprzęt będzie wirtualizowany, dynamiczny i zmienny, ale architektura SOA pozostanie taka sama. Dziś mamy jedną aplikację tu, inną tam, a jutro – układ w zupełnie innej konfiguracji.
Należy tylko zrozumieć, jakie w SOA działają elementy i jak współpracują. Szansą, ale i problemem, jest fakt, że jeśli wykorzystamy architekturę SOA, to zmniejszymy koszty, ale… skomplikujemy trochę cały proces. Nie da się wprowadzić ośrodka przetwarzania danych, jeśli nie wiemy, jak funkcjonuje jako całość, czy jest sensowny.
Coraz trudniej o dobrą kadrę informatyków. Jak najlepiej wynajdywać zespoły IT?
– Niedawno napisałem książkę nt. umiejętności informatyków. Rzeczywiście zmieniają się wymagania wobec ich umiejętności, wiedzy. W dalszym ciągu potrzebni są ludzie, którzy potrafią zagłębić się analitycznie, ale obecnie informatyka działa w postaci oddzielnej wyspy.
Tymczasem najważniejsze jest zrozumienie zachodzących procesów, umiejętność rozmowy i opisywania zagadnień w języku rozmówców. Problem sprowadza się do tego, że informatycy nie potrafią mówić językiem nieinformatycznym.
Podczas swojej prelekcji zamierzam rzucić wyzwanie. Zadam administratorowi baz danych czy kierownikowi help desku zadanie, aby skontaktował się z kimś spoza działu IT i wyjaśnił, na czym polega jego praca, nie używając ani jednego słowa z języka informatycznego. Większość technokratów wytrzymuje 30 s, zanim wróci do swojego języka.
Zauważyłam przepaść między informatyką czystą a informatyką przemysłową…
– Tak, ludzie IT nie rozumieją, jak działa automatyka i ich to nie interesuje. Sam np. widziałem elementy, z jakich budowano magazyny, ale dopiero przechadzając się po hali, zrozumiałem, jak to działa. Ważne, żeby zejść do poziomu interfejsu użytkownika końcowego.
Potrzebni są sprzęgacze między działem produkcji czy magazynu, rozmawiający ich językiem i potrafiący dokonać translacji na język IT. Niewielu ludzi jest w stanie to zrobić. Można także informatyków przenieść na krótko na produkcję, żeby zobaczyli jak obsługiwać urządzenia na hali.
W ubiegłym roku na pytanie o rynek IT wymienił pan czterech dużych dostawców: BMC, CA, IBM i HP. W następnej kolejności jest 7 czy 8 dostawców drugiego szczebla, próbują na ten rynek wejść Microsoft, Oracle, SAP. Jak pan ocenia teraz czołówkę rynku IT?
– Na zorganizowanej niedawno konferencji Gartnera dalej mówiono o wielkiej czwórce. Wprawdzie Novell kupił Managed Objects, wszyscy przyglądają się Microsoftowi… Ale czołówka na razie pozostaje taka sama.
Nasza pozycja wydaje się niezagrożona. Ze względu na konsolidację coraz częściej pojawiają się problemy zapomniane, od dawna ignorowane. Na przykład planowanie obciążeń, planowanie pojemności. Dawniej wystarczyło kupić nowy serwer, dziś – w kontekście konsolidacji – trzeba sensownie zagospodarować rozproszony ogródek.
Jakie pan widzi trendy na najbliższe lata… Czy coś może zagrozić wirtualizacji?
– Wirtualizacja musi nastąpić. Każdy chce ten problem rozwiązać. Nie da się zwirtualizować każdego serwera, ale z czasem powstaną ośrodki przetwarzania danych, w których ciągle wszystko się zmienia. Informatyka przejdzie ze środowiska kontrolowanego do modelu ustawicznych zmian. Będą to zmiany awaryjne, gdzie wszystko będzie się działo dynamicznie, ale bez utraty kontroli.
Klienci często używają hasła: automatyzacja. Możemy wszystko zautomatyzować, ale najpierw musimy określić nasze procesy i potrzeby. Informatycy nienawidzą słowa: automatyzacja. Boją się, ze stracą pracę lub będą wykorzystywani do wykonywania nudnych, rutynowych czynności.
Jeżeli wirtualizację zdefiniuję jako optymalne wykorzystanie zasobów, to zwirtualizuję sprzęt za pomocą VMware, oprogramowanie za pomocą SOA i… teoretycznie mogę zwirtualizować ludzi (zgodnie z definicją to najefektywniejsze wykorzystanie zasobów).
Ludzi się jednak nie pozbędę, będę tylko dbał, żeby pracowali nad tym, co w danej chwili jest najważniejsze, ale także sprawi im satysfakcję.
Autor: Elżbieta Jaworska, MSI Polska