Starożytny filozof Heraklit twierdził, że nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki. Według niego – to fizycznie niemożliwe, bo mimo że pozornie nic się nie zmieniło, woda jest już inna, nurt mógł zmienić koryto i podmyć brzegi. Ciekawe, czy myśl Heraklita znana jest Michaelowi Dellowi, który postanowił z powrotem przejąć samodzielne kierowanie założoną przez siebie firmą. Zadanie czeka go niełatwe, bo poprzedni rok nie był udany dla Della. Firma straciła pozycję lidera na rynku komputerów osobistych na rzecz HP, Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych (SEC) oraz nowojorska prokuratura zainteresowały się nieścisłościami w raportach spółki z ostatnich lat, do tego Dell musiał dokonać wymiany 4 milionów wadliwych baterii Sony w sprzedanych notebookach, które przegrzewały się ze względu na wady fabryczne.
Analitycy rynkowi nie mają wątpliwości, że to wszystko musi wpłynąć na pogorszenie wyników finansowych firmy w bieżącym roku.
W tej sytuacji Michael Dell, jedna z największych legend branży komputerowej (zakładał swoje przedsiębiorstwo w 1984 r., w wieku 19 lat, a w 2004 r. przekazał kierowanie firmą Kevinowi Rollinsowi), postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i znów przejąć stery, aby przywrócić blask tracącej urok w oczach inwestorów giełdowych firmie.
Nie wszyscy wierzą, że Michaelowi Dellowi uda się pójść w ślady Steve’a Jobsa, założyciela i prezesa Apple
Wierzy, że objęcie przez niego rządów będzie takim samym sukcesem, jak w przypadku Steve’a Jobsa, który w 1997 r. wrócił do Apple i wyciągnął firmę z zapaści. Dziś producent maców i odtwarzaczy muzycznych iPod jest jedną z najbardziej podziwianych firm w branży IT.
W przypadku Della o sukces może być jednak nieco trudniej. Wiele bowiem wskazuje, że nowy-stary prezes sporo energii będzie musiał poświęcać na wizyty w sądach. Pierwszą niemiłą niespodziankę zrobiła Michaelowi Dellowi na przywitanie grupa inwestorów, która wniosła przeciwko firmie pozew sądowy. Oskarżenia są poważne. Według inwestorów firma miała nieczyste konszachty z Intelem, największym producentem komputerowych procesorów, od którego przyjmowała ogromne sumy pieniędzy.
Dell miał rzekomo otrzymywać od Intela co kwartał 250 mln USD w zamian za to, że w swych komputerach nie będzie używał chipów konkurentów. W sumie do kasy Della miała wpłynąć kwota 1 mld USD. Zarówno Kevin Rollins, jak i Michael Dell są wymieniani w pozwie jako uczestnicy tego procederu.
Czy tak rzeczywiście było, będzie wyjaśniać amerykański sąd. Pewne jest natomiast jedno, że firma zaczęła wyposażać swe pecety w konkurencyjne procesory AMD dopiero w zeszłym roku, jako ostatni poważny producent komputerów na świecie. To zresztą w zgodnej opinii analityków rynkowych jest jedną z przyczyn kłopotów firmy. Procesory AMD były bowiem tańsze, a wielu przypadkach lepsze.
Ale nie tylko bieżące kłopoty z wymiarem sprawiedliwości sprawiają, że wielu obserwatorów rynku sceptycznie ocenia szanse Michaela Della na tak spektakularny sukces, jaki odniósł Steve Jobs. Założyciel i obecny szef Apple jest bowiem jednym z nielicznych prezesów wielkich firm na świecie, który jest geniuszem na trzech polach: w zakresie zarządzania, innowacyjności i umiejętności samopromocji.
Micheal Dell na pewno wykazał się nieprzeciętnym zmysłem przedsiębiorcy, kiedy budował firmę sprzedającą komputery w systemie bezpośrednim. Dziś jednak, kiedy komputery są towarem niemal masowym, to może nie wystarczyć. Produkty, które wprowadza na rynek Apple, takie jak iPod, zyskują renomę czegoś więcej niż elektroniczne urządzenie mniej lub bardziej przydatne. Nie bez racji mówi się o Jobsie jako o prawdziwym dyktatorze mody w branży IT. Na dodatek elektronika użytkowa to coraz większa część tej branży.
Natomiast firma Dell najmocniejszą pozycję ma na rynku klientów biznesowych, z rynku konsumenckiego czerpie tylko około 15% przychodów. I trudno się spodziewać, aby z dnia na dzień mogła stać się liderem technicznych innowacji. Dlatego Michael Dell postanowił rozpocząć rządy od sprawdzonych metod. W pierwszym elektronicznym liście do pracowników poinformował, że firma będzie ograniczać koszty. Zmniejszy liczbę menedżerów, będzie likwidować bonusy dla pracowników. Trudno się dziwić tym decyzjom. To właśnie opinia, że Dell jest najefektywniejszą kosztowo firmą w branży, pozwalała przez lata odnosić sukcesy.
Znaleźli się jednak analitycy rynkowi, którzy doradzają Michaelowi Dellowi, że lepszym dla niego wyjściem byłoby przejęcie tajwańskiego Acera. Taki zakup miałby być względnie tani – kapitalizacja Acera to około 4 mld USD – a dałaby Dellowi wiele korzyści, np. dostęp do kanałów dystrybucji Tajwańczyków. Tym samym dają mu wyraźnie do zrozumienia, że klasyk Heraklit miał sporo racji.