Docenić badania naukowe

Przerażeniem może napawać informacja, że w ostatnim rankingu Światowego Forum Ekonomicznego, klasyfikującego 104 kraje pod względem postępu technicznego, Polsce przypadła dopiero 72. pozycja. Wyprzedziły nas nie tylko kraje Europy Zachodniej, Czechy, Węgry czy Rosja, ale także Rumunia i Wietnam. Autorzy rankingu brali pod uwagę stan infrastruktury telekomunikacyjnej i informatycznej, zakres wykorzystywania nowych technik przez administrację, biznes i indywidualnych użytkowników, ale także warunki prawne, instytucjonalne i edukacyjne, które wpływają na możliwości ich wdrożenia.

Polscy menedżerowie nie w pełni rozumieją, że wiedza to ważny czynnik wytwórczy

Czy rzeczywiście jest tak źle? Słyszymy przecież, że informatyzacja wkroczyła na dobre nie tylko do  takich sektorów jak bankowość czy telekomunikacja, ale i w przemyśle pod tym względem jest coraz lepiej. Wydaje się, że dzisiaj już wszyscy – i starzy  i młodzi – zrozumieli potrzebę wprowadzania nowoczesnych narzędzi do zarządzania, takich jak systemy ERP, które służą polepszaniu wydajności i efektywności działania. Często od tego zależy istnienie przedsiębiorstw na rynku, co oznacza miejsca pracy.

Z drugiej jednak strony osoby na co dzień obserwujące sytuację w przemyśle i z dala od stolicy podkreślają, że w zakładach wdrażających nowoczesne systemy informatyczne odczuwalny jest tzw. opór czynnika ludzkiego – pracownicy po prostu obawiają się, że będzie to się wiązać z redukcją etatów. Paweł Piwowar, prezes Oracle Polska, porównuje nawet te reakcje do sytuacji we wczesnym kapitalizmie, gdy zdarzały się przypadki atakowania i niszczenia przez robotników maszyn. Jednak w wielu przypadkach wynika to nie tylko z głośno na zewnątrz werbalizowanej niechęci do powiększania bezrobocia. Wdrożenie systemu teleinformatycznego w zakładzie to często dla pewnej grupy ludzi koniec Eldorado – koniec korzyści, jakie osiągali na istniejącym bałaganie.

Czasami może dochodzić do tak kuriozalnych sytuacji jak w jednym z urzędów państwowych – przez kilka lat miał podpisaną umowę dotyczącą obsługi systemu teleinformatycznego z firmą serwisową, która… już nie istniała. Mimo to jej dawni pracownicy nadal wystawiali urzędowi faktury, które ten skwapliwie regulował.

Takie przypadki, choć może ekstremalne, pokazują, że zawsze może znaleźć się grupa, która będzie robić wszystko co tylko możliwe, aby opóźnić wdrożenie nowoczesnego systemu informatycznego. Czy jednak możliwe, aby grupa ta była na tyle mocna, że… to jest główna przyczyna, iż w rankingu postępu technicznego wypadamy gorzej niż Wietnam?

Na pewno nie. Problem jest o wiele bardziej złożony. Od lat jest w Polsce głośno, że wydatki na badania i rozwój są na skandalicznie niskim poziomie. Są niższe niż w większości rozwiniętych krajów. W Polsce stanowią średnio 0,65% PKB (0,34% z budżetu, reszta ze środków pozabudżetowych), podczas gdy średnia w “starej” UE to 1,93% PKB. Przy czym udział przedsiębiorstw w finansowaniu badań w stosunku do roli państwa jest też o wiele niższy. Łączenie akademickich teorii z praktyką gospodarczą jest więc o wiele trudniejsze.

Jeszcze wielu polskich szefów najwyraźniej nie jest świadomych, że dzisiaj wiedza to po prostu jeden z zasobów wytwórczych. To prawda, że specyficzny i podlega innym prawom niż takie czynniki, jak praca czy kapitał. Niestety, wykorzystywany jest bardzo nieumiejętnie. Pokazał to zeszłoroczny raport “Zarządzanie wiedzą w Polsce” opracowany przez firmę konsultingową KPMG. Wynika z niego, że polskie firmy (badano zatrudniające co najmniej 250 pracowników) pod względem posiadanych rozwiązań technologicznych są dobrze przygotowane do zarządzania wiedzą, ale robią to nieefektywnie. Według KPMG średnie roczne straty ponoszone przez polskie przedsiębiorstwa z tego tytułu wynoszą ponad 45 tys. zł na jednego zatrudnionego. Można pofantazjować, co moglibyśmy osiągnąć, gdyby te pieniądze nie były marnotrawione, ale przeznaczane na działania innowacyjne?

Marek Jaślan jest dziennikarzem polskiej edycji dwutygodnika BusinessWeek