Złe wiadomości sprzedaje się ciągle lepiej niż dobre

Nieźle zawrzało w mediach po opublikowaniu przez Komisję Europejską raportu stwierdzającego, że Polska jest wciąż w ogonie krajów UE, jeśli chodzi o szerokopasmowy dostęp do Internetu. Wynika z niego, że z usługi tej korzysta tylko 8,4% Polaków. Gorzej wypadła tylko Bułgaria. Daleko nam nie tylko do takich krajów, jak Dania, Finlandia, Holandia czy Szwecja, gdzie szerokopasmowy dostęp ma ponad 30% mieszkańców, ale i do średniej w UE, która wynosi 20%.

I, jak to często w takich przypadkach bywa, zaczęto szukać winnego takiej sytuacji. Jedni winą obarczyli Telekomunikację Polską, na której nadal ciąży łatka monopolisty. Według nich TP, dominująca na rynku telekomunikacyjnych usług dostępowych, nie rozwija własnej infrastruktury, oferując przestarzałe, ale za to drogie usługi. Z kolei TP szybko wskazała innego winowajcę, czyli Annę Streżyńską, prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej, obecnie wroga numer jeden operatora. Według przedstawicieli TP to właśnie decyzje prezes UKE, niekorzystne dla TP, za to korzystne dla jej konkurentów, powodują, że nikomu w Polsce nie opłaca się inwestować w rozwój Internetu.

Ciekawe, że o wiele mniejszym echem odbiła się natomiast informacja, która pojawiła się kilka dni później, o raporcie CBOS, który także badał, jak wygląda w Polsce dostęp do Internetu. Wyniki były o wiele bardziej optymistyczne. W badaniach CBOS wyszło, że dziś Internet w domu ma blisko połowa Polaków. Kolejny więc raz się okazało, że dla mediów o wiele ciekawsza jest zła informacja niż dobra.

Można się zastanawiać, skąd te różnice w ocenie stanu sytuacji przez KE i CBOS i które wyniki lepiej oddają stan faktyczny. Otóż przedstawiając obraz wykorzystania Internetu w Polsce, warto patrzeć na to w szerszym kontekście, a nie opierając się tylko na jednym wąskim raporcie. Z dostępem do Internetu w Polsce jest bowiem tak, że w dużych miastach, gdzie działa nie tylko jedna TP, ale i telewizje kablowe, Netia i inne firmy, dostęp do sieci ma prawie każdy – może z wyjątkiem emerytów, którzy nie chcą korzystać z tego medium.

O wiele gorzej wygląda natomiast sytuacja w małych miasteczkach i wsiach na ścianie wschodniej. W takich mało zaludnionych terenach, gdzie stopień zamożności jest niższy niż w wielkich aglomeracjach, aby upowszechnić Internet trzeba będzie zainwestować sporo pieniędzy publicznych. Nie szczędzą na to środków nawet kraje tak bogate jak Japonia, Szwecja czy Wielka Brytania. Nasz rząd liczy zaś tu bardziej na środki z Unii Europejskiej i zapewne jakieś programy w tym zakresie będą realizowane.

Jedno jest natomiast pewne. Dziś każdy, kto chce w Polsce otworzyć biznes, nawet na niewielką skalę, wie, że nie da się tego zrobić bez Internetu. Potwierdziły to niedawne badania przeprowadzone przez katowicką Akademię Ekonomiczną. Wynika z nich, że globalna sieć to dziś bardzo ważne narzędzie w działalności biznesowej małych i średnich polskich przedsiębiorstw. Aż 90% małych i średnich firm w 2007 r. zaopatrywało się przez sieć, a dla jednej czwartej mikroprzedsiębiorstw Internet jest dziś głównym kanałem zbytu.

W ubiegłym roku co druga mała polska firma prowadziła działalność handlową w Internecie, podczas gdy w 2004 r. tylko co trzecia. Dziś średnio 20% realizowanej przez takie firmy sprzedaży przypada na kanał internetowy – wynika z badań katowickiej AE. 81% badanych przez AE przedsiębiorców stwierdziło, że jednym z głównych motywów, który ich zdopingował do e-sprzedaży, było otwarcie się społeczeństwa na nowe formy handlu. Drugą równie ważną przyczyną był czytelny zakres regulacji prawnych dotyczących e-handlu (73%).

O badaniu katowickiej AE trudno było znaleźć informacje w mediach. To bowiem normalne, że nawet pani prowadząca budkę z piwem korzysta dziś z poczty elektronicznej czy Gadu-Gadu. Łącze do Internetu to dla małej firmy nie tylko koszt, ale i źródło oszczędności. To dlatego furorę w Polsce zrobiły porównywarki cenowe, które zapewniają szybki wybór najatrakcyjniejszej oferty. W tym nie ma jednak żadnej sensacji – w odróżnieniu od informacji, że na polu upowszechniania szybkiego Internetu wypadamy w UE gorzej nawet od Rumunów.