Przebić się przez cyfrową kurtynę

Określenie „żelazna kurtyna”, w powojennej Europie oznaczające barierę izolującą państwa komunistyczne od Zachodu, już dawno przeszło do lamusa historii. W ostatnich kilku latach furorę w mediach zaczął natomiast robić angielski termin „digital divide”, tłumaczony najczęściej jako cyfrowy podział lub cyfrowe wykluczenie. Z powodzeniem można by tę frazę przetłumaczyć jako cyfrowa kurtyna, czyli bariera, jaka dzieli kraje mające dostęp do Internetu i umiejące dobrze wykorzystać techniki cyfrowe od tych, które są ich pozbawione lub nie potrafią zrobić z nich użytku. Mówiąc krótko, pod pojęciem tym kryje się hasło informatycznego analfabetyzmu. Wykluczenie cyfrowe jest we współczesnym świecie tym, czym była umiejętność czytania dla starożytnych Sumerów. Otwierała drogę do bogactwa i wpływów. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie sukces kraju, jeśli jego mieszkańcy nie potrafią posługiwać się komputerem czy korzystać z Internetu.

Techniki informacyjne i komunikacyjne to ważny czynnik w rozwoju gospodarczym. Według ekspertów z Unii Europejskiej dobre ich wykorzystanie może zwiększyć produktywność o 40%, a PKB o 25%.

W międzynarodowych rankingach Polska ciągle wypada słabo pod względem wykorzystania nowych technologii

Powiało więc optymizmem, gdy przedstawiciele Economist Intelligence Unit oraz IBM przedstawili wnioski z najnowszego raportu e-readniess, dotyczącego przystosowania państw do korzystania z nowych technologii.

Według autorów raportu cyfrowa kurtyna zaczyna opadać. Kraje rozwijające się coraz lepiej i efektywniej potrafią wykorzystywać techniki informatyczne i cyfrowe. W efekcie luka techniczna między nimi a krajami najbardziej rozwiniętymi zmniejsza się.

Niestety, nasz kraj słabo wpisuje się w ten trend, bo w porównaniu z ubiegłym rokiem Polska spadła o dwie pozycje w rankingu e–readniess i została sklasyfikowana na 34. miejscu wśród 68 krajów. Do liderów, którymi są Dania, USA, Szwajcaria, Szwecja, wciąż nam daleko.

Niektórzy oburzyli się, gdy w opublikowanym w lutym br. raporcie Komisja Unii Europejskiej ds. społeczeństwa informacyjnego i mediów stwierdziła, że Polska jest jednym z najbardziej zacofanych krajów UE, jeśli chodzi o szerokopasmowy dostęp do Internetu. Według danych raportu z szybkiego dostępu do Internetu korzysta w Polsce tylko 2% osób i tylko Grecja wypadła gorzej w tych porównaniach. Oczywiście, ze statystyką jest trochę tak jak z naiwną dziewczyną, którą łatwo wykorzystać. Problem z polskim Internetem polega na tym, że większość użytkowników ma wykupioną Neostradę w wersji minimum, tj. 128 kbps. UE brała pod uwagę łącza od 144 kbps, co wpłynęło na tak fatalny nasz wynik. Tak naprawdę jednak za łącze szerokopasmowe uważa się w Europie 512 kbps. Gdyby przyjąć tę wartość, sytuacja w Polsce wyglądałaby jednak jeszcze gorzej.

Dlaczego pod względem rozpowszechnienia szybkiego dostępu do Internetu tak odstajemy od Europy? Gdyby uwzględnić zarobki, Internet w innych krajach jest wciąż tańszy niż w Polsce. To m.in. skutek prowadzenia w krajach UE aktywnej polityki na rynku telekomunikacyjnym, aby zwiększyć konkurencję, co zaowocowało spadkiem cen. W dodatku rządy innych krajów UE dbają, aby z Internetu można było korzystać w urzędach, szkołach, rejonach słabiej rozwiniętych. Na przykład urzędy są zobowiązane do umożliwienia obywatelom załatwiania codziennych spraw przez Internet.

W Polsce nie jest z tym najlepiej. Takie inicjatywy jak e-podatki czy e-deklaracje to wciąż bardziej hasła niż narzędzia, z których może korzystać obywatel.

Ma być jednak lepiej. Rząd przygotował rozporządzenie w sprawie ustanowienia planu informatyzacji państwa. Pieniądze na ten cel mają być lepiej wydawane. Realizacja programu ma doprowadzić do stworzenia państwa nowoczesnego i przyjaznego obywatelom. Czy można jednak ufać politykom? Przesłanek ku temu niewiele. Kraje, które znalazły się po gorszej stronie żelaznej kurtyny, zapłaciły ogromną cenę. Obyśmy nie mieli powtórki z historii.

Autor: Marek Jaślan