Bardziej beztroskie rozmowy z zagranicy dzięki eurobiurokratom

A jednak eurobiurokraci czasami się przydają. Utyskiwania na biurokrację w Unii Europejskiej są dość powszechne. Złośliwi wyliczają, że w ciągu roku brukselskie biura zużywają miliardy kartek o łącznej wadze czterech tysięcy ton. Nie wszystkim podoba się też, że to w Brukseli zapada wiele decyzji regulujących życie około 460 milionów ludzi, że numery rejestracyjne aut, paszporty, prawa jazdy mają wyglądać tak, jak wymyślą brukselscy urzędnicy. Pęd do unifikacji sprawia, że unormowane muszą być takie szczegółowe kwestie, jak wielkość dziurek w klatkach dla niosek, a europosłowie mogą się latami spierać o definicję czekolady czy wódki. Rzeczywiście, trudno się nie zgodzić, że wiele spraw wygląda kuriozalnie.

Jednak to właśnie eurobiurokratom możemy zawdzięczać, że już za kilka miesięcy będziemy płacić znacznie mniej za rozmowy komórkowe z zagranicy do kraju. Pod koniec maja Parlament Europejski przegłosował większością głosów obniżkę stawek roamingowych. Dla klientów sieci komórkowych oznacza to w przybliżeniu trzykrotny spadek opłat roamingowych. Dziś na przykład za krótką czterominutową rozmowę z Francji do Polski trzeba zapłacić około 20 zł, po wejściu nowych przepisów opłata ta zmaleje do około 9 zł. 


Operatorzy komórkowi za nic nie chcieli zrezygnować z olbrzymich przychodów z roamingu. W końcu jednak ustąpili pod naciskiem Brukseli 


Ale gdyby nie determinacja Viviene Reading, unijnej komisarz ds. telekomunikacji, która od dawna walczyła o takie rozwiązanie, operatorzy komórkowi raczej nie obniżyliby absurdalne wysokich stawek roamingowych. Małe były szanse, aby w tym przypadku zadziałała niewidzialna ręka rynku. Roaming był dla firm komórkowych kurą znoszącą złote jajka, z której nie chcieli zrezygnować. Według szacunków komisji ich wpływy roczne z tego tytułu sięgały nawet 8,5 mld euro. Dla niektórych firm komórkowych w takich krajach, jak Niemcy, Francja, Grecja czy Włochy, które w ciągu roku odwiedza mnóstwo osób z zagranicy, przychody z roamingu stanowić mogą nawet ponad 20%. Lobbyści reprezentujący ich interesy twardo argumentowali, że wprowadzenie tak drastycznych redukcji stawek roamingowych nie jest wcale konieczne, bo te opłaty i tak już znacznie spadły w ostatnim okresie, a klienci, którzy dużo podróżują, mogą skorzystać ze specjalnych ofert.

Sytuacja była jednak absurdalna, bo choć granice w ramach UE od dawna można przekraczać swobodnie, wiele osób automatycznie wyłączało komórkę, by uniknąć płacenia horrendalnych rachunków. My, Polacy, odczuwaliśmy to szczególnie dotkliwie, bo nasza siła nabywcza jest wciąż dużo mniejsza niż Niemców czy Francuzów.

Wejście nowych uregulowań w sprawie roamingu to nie tylko możliwość zaoszczędzenia poważnych kwot, ale i dodatkowe korzyści dla europejskich klientów. Cenniki za połączenia zagraniczne powinny stać się bardziej przejrzyste. Dzisiaj stawki, które się płaci za połączenia z różnymi państwami UE, są zróżnicowane i przed każdym wyjazdem zagranicznym trzeba sprawdzać, z jakimi opłatami w danym przypadku należy się liczyć. Samym operatorom zaś trudno było tłumaczyć klientom, za co muszą płacić. Mało prawdopodobne, aby straty z tytułu spadku wpływów z roamingu chcieli sobie powetować podniesieniem opłat za połączenia krajowe. Mogą natomiast podnieść opłaty roamingowe za połączenia poza UE. Niektórzy zapowiadali, że jeśli nowe prawo wejdzie w życie, przestaną kupować sprzęt telekomunikacyjny u firm europejskich, a zaczną szukać tańszych dostawców w Chinach. To jednak problem operatorów.

Dla nas najważniejsze jest, że po powrocie z urlopu do Grecji czy Hiszpanii nie otrzymamy niespodziewanie rachunku przekraczającego 1000 zł.

I kto by się spodziewał, że to dzięki eurobiurokratom będziemy mogli prowadzić podczas wakacyjnych wojaży beztroskie rozmowy z rodziną w kraju? Unia Europejska to anonimowa, biurokratyczna instytucja. Ale czasami okazuje się bardzo pożyteczna.